|
|
|
|
"Na dzień dobry dostałem opieprz od szefa, za jakąś bzdurę. Odpyskowałem mu, więc skubaniec wymyślił, że ma coś ważnego do załatwienia na mieście i powiedział, że mam do wezwań jeździć sam. Telefon zadzwonił koło 9tej. Kobieta narzekała, że do zlewu wpadł jej kolczyk. Ucieszyłem sie, że przynajmniej nie trafiło mi sie przepychanie kibla. Okazało się, że mieszkają tam dwie urocze studentki. Pomogłem im i jak to w przypadku szybkich robótek rzuciłem tradycyjne "pięć dych". Dziewczęta zaczęły szukać kasy, ale jak to u studentek bywa, obie były spłukane. Poszeptały chwilę między sobą, i z podejrzanymi uśmiechami oznajmiły mi: "niestety, nie mamy pieniędzy... ale możemy ci zapłacić jakoś inaczej..." |
|
|
|